Być może niektórzy obserwatorzy chcieliby widzieć tu więcej pomysłów i przepisów.
Ba, ja sama bym chciała.
Cóż, jeśli dotknięta jestem najgorszym nieszczęściem, jakie może trafić osobę kochającą gotować (może poza utratą węchu i smaku).
Moi domownicy są obrzydliwie konserwatywni jeśli chodzi o serwowaną im żywność.
Jedno - czteroletnia przedszkolaczka, ex definitione jest nieufna wobec nowych smaków, nie wspominając o widzialnej zawartości tego czy tamtego w potrawie (listka szpinaku nie zje, ale zielony farsz do naleśnika ujdzie).
Drugie - trzydziestoletni mężczyzna - ma podejście "Nie będę tego jadł, bo to jest nowe". Jakoś nie przeszkadza mu to w testowaniu piw o konsystencji zupy cebulowej, a jedynie w próbowaniu zdrowych, świeżych, bezglutaminianowych domowych specjałów. Bo co innego sklepowe - wędlina najlepiej różowa, chleb puszysty jak chmurka w letni dzień, jogurt ze wsadem truskawkowym. Bo koktalj jogurtowy z owocami to nie, nie :/
Nie rozumiem i cierpię :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz