Dziadzio uwielbiał kuchnię - jego gołąbki, ruskie pierogi czy śledzie na słodko nie miały sobie równych.
Do dzisiaj pamiętam rozcieranie ciasta na omlet łyżką w żółtej, emaliowanej misce i ubijanie piany zwykłą trzepaczką, choć mikser był na półce.
Wsypywaliśmy dwie maksymalnie kopiaste łyżki mąki do miski i dolewaliśmy mleka. A potem rozcieraliśmy grudki aż mdlała ręka. Gdy Dziadzio uznawał ciasto za gładkie, można było dodać jajko - żółtko wędrowało do ciasta, nadając mu złocisty kolor dobrze ubitego kogla-mogla, a biało trzeba było trzepać na sztywną pianę. Do ciasta dodawaliśmy troszkę cukru i soli, a gdy się rozpuściły - pianę wmieszaną delikatnie, by nie obsiadła. Potem przychodziło smażenie grubego placka na maśle - i sprytne obracanie go na patelni by ładnie zrumienił się z obu stron.
Ja jako mała dziewczynka jadałam omlet z dżemem i tak najbardziej mi smakował. A moja mała dziewczynka, która Pradziadka poznać nie miała szansy woli go z cukrem-pudrem. Jak widać.
Do dzisiaj pamiętam rozcieranie ciasta na omlet łyżką w żółtej, emaliowanej misce i ubijanie piany zwykłą trzepaczką, choć mikser był na półce.
Wsypywaliśmy dwie maksymalnie kopiaste łyżki mąki do miski i dolewaliśmy mleka. A potem rozcieraliśmy grudki aż mdlała ręka. Gdy Dziadzio uznawał ciasto za gładkie, można było dodać jajko - żółtko wędrowało do ciasta, nadając mu złocisty kolor dobrze ubitego kogla-mogla, a biało trzeba było trzepać na sztywną pianę. Do ciasta dodawaliśmy troszkę cukru i soli, a gdy się rozpuściły - pianę wmieszaną delikatnie, by nie obsiadła. Potem przychodziło smażenie grubego placka na maśle - i sprytne obracanie go na patelni by ładnie zrumienił się z obu stron.
Ja jako mała dziewczynka jadałam omlet z dżemem i tak najbardziej mi smakował. A moja mała dziewczynka, która Pradziadka poznać nie miała szansy woli go z cukrem-pudrem. Jak widać.